sobota, 7 stycznia 2012

Cephalic ‘Blasted Into Lunacy’


Animate Records, album, 2003
Coś cicho się zrobiło u austriaków po wydaniu debiutu który właśnie mam zamiar opisać. Niby zawieszenia broni nie było i nie ma, a jednak to już 9 lat będzie gdy nic nowego nie jest nam dane usłyszeć od ekipy rzeźników z Cephalic. Trudno, jak będzie tak będzie, a ja i tak mam nieukrywaną frajdę, że mogę obcować z tym zajebistym ochłapem Death Metalu, brutalnego i technicznego, jednak nie przekombinowanego. Kolesie w 2003 roku przypierdolili konkretnie, a ‘Blasted Into Lunacy’ to faktycznie jazda jak na jakimś speedzie. Przede wszystkim chaotyczna produkcja, trudne do wychwycenia (ale na tym polega słuchanie!!!) smaczki jak urywane wariacje powtarzanych riffów, wyrywkowe pingi czy bardzo udane przejścia po załamaniach temp dały album bardzo udany co by nie rzec, że zajebisty. Przede wszystkim album pomimo ów powierzchownego odczucia bałaganu ma bardzo dobrze przemyslane konstrukcje wałków oraz naturalnego ducha bez niepotrzebnego dopieszczania dźwięków. Jest brudno, ale i technicznie więc wszelakie dopatrywania się tutaj diabelskości i koszmarów rodem smolistego Death Metalu zostawiłbym zdecydowanie na boku ponieważ ów ‘brud’ nie miał sugerować Diabła. Wokale to od niskich growli do kilku krzyków... nic poza tym. Duże pokłony w stronę perkusisty, który robi spore zamieszanie, a jego blasty które zajmują większość płyty po prostu niszczą z siłą fali uderzeniowej wybuchu jądrowego. Sponiewierał mnie chłopina, ot co hehe. Na koniec mogę rzec tylko to co zazwyczaj przy okazji recenzowania takich perełek z przeszłości, że w obecnym zalewie komputerowych gniotów i chuchania i cmokania na poprawność brzmienia, albumy jak ‘Blasted Into Lunacy’ są niczym cholerny rezerwat w którym to stopniowo wymierają zagrożone gatunki. I to na tyle. Absolutny mus dla brutalizatorów!
6/6